czwartek, 26 lutego 2015

z kraju kwitnącej wiśni i surowej ryby





Tak nas ostatnio, czyli mnie i Karolinę naszło na zobrazowanie tematu i motywów dość nam bliskich, czyli nawiązujących do japońskich grafik. Założenie było takie, że jest to tylko luźna stylizacja, ot, taka zabawa Europejek w japońskie kobiety :) dlatego też nie starałyśmy się za mocno nawiązywać makijażem do tych z japońskich klasycznych przedstawień i w tej kwestii postawiłyśmy na neutralność.

Druga strona medalu, czyli ja w obiektywie Karoliny, do zobaczenia TU.

A za dni parę opublikujemy też cały materiał z sesji (wraz ze zdjęciami analogowymi, robionymi wielkim formatem!) na naszym wspólnym blogu, czyli Sztuk dwie Sztuki :)


wtorek, 27 stycznia 2015

tort styczniowy



Kolejne z serii zdjęć do kalendarza kulinarnego, gdzie głównym motywem jest czekolada. Tort czekoladowy z konfiturą pomarańczową (z mocno wyczuwalnym smakiem skórki pomarańczowej).

sobota, 17 stycznia 2015

idzie luty, podkuj buty

Nareszcie będę mogła się zastosować do tej mądrości ludowej. A wszystko dzięki temu, że dostałam długo wyczekiwane, ręcznie szyte buty własnego projektu. Podkuwane oczywiście :)
Więcej informacji na temat samych butów i innych wspaniałych tworów Roberta można znaleźć TU.

A poniżej zdjęcia z wczorajszego wypadu do studia:




Prawda, że są wspaniałe? :)


piątek, 26 grudnia 2014

sztuk dwie sztuki


Jeśli ktoś jeszcze nie pękł z przejedzenia świątecznego i jednocześnie nie widział naszego wpisu na Sztuk dwie sztuki*, to zapraszam na zimową opowieść.




*Sztuk dwie sztuki to blog założony przeze mnie i przez Karolinę, na którym prezentujemy nasze zdjęcia, z nami w roli głównej, okraszone krótkimi historiami Karoliny.


środa, 3 grudnia 2014

Idą święta...

Mamy już grudzień, mamy już nawet adwent, więc chyba można już powoli narzucać się ze świątecznym klimatem?


Fotografowanie takiej modelki to była czysta przyjemność! Rodzicom i Sarze jeszcze raz dziękuję za spotkanie :)




poniedziałek, 24 listopada 2014

Jabłka w karmelu Złej Macochy

Zima już puka do drzwi, a mi wciąż w głowie krążą jesienne klimaty. Ostatnio szukałam wszędzie jak opętana jarzębiny, o którą trudno na progu grudnia, ale w końcu udało mi się znaleźć drzewko z dwiema całkiem ładnie się prezentującymi (czyli nie sczerniałymi i zgniłymi) kiśćmi.
Tak samo było z jabłkami. Pomysł narodził mi się w głowie jakoś na początku listopada, ale wciąż nie było czasu żeby go wykonać. W końcu jak czas się znalazł, to okazało się, że w opuszczonym sadzie nieopodal domu jabłka na drzewach owszem, są, ale ostały się tylko nieliczne zdrowe sztuki na najwyższych gałęziach. Sklepowe nie wchodziły w grę, bo poszukiwałam małych. W końcu udało mi się zdobyć kilka zebranych z ziemi, wygrzebywanych spod warstwy gnijących liści. I oto efekt:


 Nie udało mi się uzyskać szklistego efektu karmelu (nie wiem czemu?). Cukier się rozpuścił, ale w momencie zastygania z powrotem się krystalizował, więc jabłka są pokryte chropowatą skorupką. Do mikstury dodałam czerwony barwnik spożywczy.
Robert jak je zobaczył, to stwierdził, że wyglądają ładnie, ale groźnie, a wręcz diabelsko przez te pozakrzywiane patyczki. A od takiego stwierdzenia już był tylko krok do skojarzenia ze śmiertelnie niebezpiecznymi i kusząco ładnymi jabłkami Złej Macochy, która załatwiła Królewnę Śnieżkę.
Z drobną różnicą - moje nie są trujące ;)