piątek, 25 kwietnia 2014
z pamiętnika młodej bibliotekarki
Atak maturzystów na biblioteki trwa. Przypadek z ostatnich dni:
Do biblioteki weszło dwóch młodzieńców (weszli jednocześnie, ale byli osobno i wyglądało na to, że się nie znają).
Dialog z Pierwszym:
- Dzień dobry, chciałem wypożyczyć "Dżumę" Alberta Camus
- Ale to jest biblioteka amerykańska i u nas są tylko książki po angielsku, w dodatku tylko amerykańskich autorów, następne wejście to wejście do biblioteki głównej.
Chłopiec lekko się zdziwił, ale ładnie podziękował za radę i wyszedł. Podchodzi drugi:
- Dzień dobry, czy mają panie może coś takiego jak... [tu chwila przerwy na zajrzenie do notatek] ...katalog przedmiotowy??
- Tak, oczywiście, mamy.
- Świetnie, to ja chciałbym to wypożyczyć.
Ręce mi opadły z szelestem, ale oprócz tego wmurowało mnie tak, że nie byłam w stanie mu przez parę sekund odpowiedzieć, bo jak wytłumaczyć coś tak abstrakcyjnego jak katalog przedmiotowy, oraz to, że tego nie da się wypożyczyć?
W końcu jakoś doszłam do siebie i tłumaczę mu, że to nie jest książka, tylko katalog, czyli zbiór wszystkich książek dostępnych w bibliotece (poczułam się jak na lekcji bibliotecznej dla przedszkolaków) i że jest on dostępny on-line. Młodzieniec prawie podskoczył z radości na te słowa i się dopytał:
- To znaczy, że będę mógł sobie wejść w internet w domu i go przeczytać na komputerze?
Wiem, jestem wredna, bo nie zaprzeczyłam i nie wyprowadziłam go z błędu. W końcu jak ma taką fantazję, to może sobie przeczytać cały katalog siedząc w domowym zaciszu, prawda?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz