"...zimno i pada na to miejsce w środku Europy..."
śpiewa Kazik i wygląda na to, że lato się chyli ku upadkowi. Trochę za wcześnie i nie wszystkie plany wakacyjne zdążyłam zrealizować (chociażby zjeść więcej czereśni niż przeciętny Polak, czyli ponad 5 kg/rok, obżerać się arbuzem bez opamiętania, wykąpać się w morzu - to doprawdy obciach - mieszkać w Gdańsku i nie mieć zaliczonej w tym roku ani jednej morskiej kąpieli...).
Tymczasem ogródek tonie w deszczu, trawnik błaga o skoszenie, lawenda ma już dość wody, a koty patrzą tęsknie za okno i marzą chyba o kaloszach.
W Warszawie w końcu przestało lać. Chociaż dziwnie tak mówić 'w końcu' po jednym tylko dniu deszczu :D
OdpowiedzUsuńczereśniowej normy nie wyrobiłam, zaniżam średnią gdańszczan w morzu latem....
OdpowiedzUsuńjeśli pada, nie można trawnika skosić to i wyrzuty sumienia mam mniejsze. nie skosiłam przed wyjazdem. sąsiadka nie musi podlewać dyniek. :D
(dobrze czasem przeczytać co się w moim miejscu dzieje. a Pyrlandia słoneczna)
a kotom małe kaloszki skombinuj i płaszczyki przeciwdeszczowe ;)